Dzięki temu, iż dostęp do internetu tak bardzo rozszerzył możliwości użytkowe komputerów, dostęp do niego jest stały i praktycznie niezbędny. Sprawia to, że w procesie użytkowania aplikacji, nie dość że mierzymy się z nieznanym nam kodem, to też z aktywnie działającym programem, uruchomionym na nieznanym nam komputerze. Zatem w korzystaniu z aplikacji już nic nie jest pewne. Nie możemy mieć pewności że aplikacja, przy każdym uruchomieniu zadziała tak samo. Nie wiemy jakie dane są pobierane na nasz komputer i z niego wysyłane. Nie wiemy nawet, czy dana aplikacja tym razem pozwoli nam się uruchomić. Z racji, że zaczynamy uzyskiwać co raz większy dostęp do kodu na naszych komputerach zaczyna on z nich znikać. Aplikacje stają się usługą dostarczaną przy użyciu internetu przez producentów.
W tej sytuacji, bardziej niż kiedykolwiek, istnieje potrzeba wniknięcia w struktury aplikacji. Skoro zaczynamy odzyskiwać kontrolę nad własnymi komputerami, to najwłaściwszym sposobem reakcji na postępujące uzależnienie aplikacji od internetu, byłoby przejęcie kontroli nad odbiornikami, z racji iż te odbiorniki nie znajdują się wyłącznie w komputerach i smartfonach (komputerach dużo bardziej mobilnych). Powszechny paradygmat, gdzie dotychczas niecyfrowe urządzenia, powinny zostać inteligentne (smart), opiera się właśnie na globalnym instalowaniu tego typu odbiorników. Tu niestety na powrót pojawia się kwestia ochrony własności intelektualnej, która tym razem przybrała dotychczas niespotykanie kuriozalny format.
<Akapit o Artykule 1201 DMCA>